Ślub za granicą. Château d'Arcelot, Dijon, Francja.
Nasz pierwszy ślub za granicą. Château d'Arcelot, Dijon, Francja. Przygoda jakich mało 😉
Château d'Arcelot, czyli jak tam dotrzeć!
Pełnia lata, cała Europa zalana słońcem, temperatury oscylujące wokół 30 °C. Nasza podróż zaczyna się na lotnisku w Warszawie. Nie ma bezpośrednich lotów do Dijon, więc najpierw lecimy do Zurichu. Tam przesiadamy się do samochodu i mamy do przebycia długą drogę 😉 No może nie taką długą, bo ok 350 kilometrów. Nie byłoby to żadne wyzwanie, gdyby nie fakt, że Kasia była w 6 miesiącu ciąży. Na do miar złego, w naszym samochodzie popsuła się klima! 🙁
Dijon. Poznajemy miasto. Poznajemy Chantal i Simone'a.
Później już było dużo lepiej! Zatrzymaliśmy się w domku „dla służby” przy pałacu, razem z naszą parą młodą i najbliższą rodziną. Dzień przed ślubem Chantal i Simon zabrali nas do Dijon, gdzie się poznali i wspólnie mieszkali. Chcieli nam pokazać swoje miasto oraz opowiedzieć trochę o sobie. Chcieliśmy spędzić wspólnie czas, byśmy nie byli „obcy” na ich weselu.
Dzień ślubu.
Dzień ślubu zaczął się od wspólnego śniadania z rodziną. Później przygotowania, test piwa z beczki, rozstawianie namiotu, a także całe mnóstwo innych przygotowań. Pomimo tego, że wesele miało odbyć się w pałacu, młodzi postanowili wraz z rodziną przygotować większość rzeczy sama. Co ciekawe, rodzice Chantal przywieźli ze sobą na przyczepce dużo rzeczy. Nie tylko zwykłe ozdoby na stół, ale także dywany, które miały dodać klimatu. Dodatkowo, żeby było jeszcze ciekawiej, podróż samochodem mieli dłuższą od nas, bo jechali na ślub córki z Niemiec!
Mały dreszczowiec.
Mały prezent.
Simone sprawił małą niespodziankę swojej żonie, a mianowicie w pewnym momencie przesiedli się z samochodu w dorożkę i tak zajechali na miejsce. Początek imprezy umilał jazz band w stylu Woody’ego Allena. Blisko północy, już po 5-daniowej kolacji, przemowach, a także występie wokalnym mamy Chantal, para młoda otworzyła oficjalnie parkiet swoim popisowym tańcem w stylu bachata.
Jak wyszło? Zobaczcie sami!
Muzyka rozbrzmiewała do białego rana, ale my ulotniliśmy się niczym kopciuszki i zaszyliśmy się pod puchowymi kołdrami w starym domku dla służby 😉